Ceremonia Otwarcia

0
346

Ceremonia Otwarcia

Na korcie zostali już tylko Łukasz Kubot i Lleyton Hewitt. Kibice zajmowali miejsca, hala zapełniła się, ale nie tak jak przewidywano do ostatniego miejsca. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania dali o sobie znać australijscy kibice, którzy bawili się naprawdę fantastycznie. Ich bardzo kreatywny doping sprowokował polskich fanów, którzy wspierali naszego zawodnikami głównie okrzykami „Łukasz! Łukasz”, bardzo rzadko pojawiały się również okrzyki „Polska”.

Fani Australii mieli jednak o tyle lepiej, że mniejszy tłum łatwiej koordynować i tak właśnie jeden mężczyzna w czapce marynarza świetnie organizował pozostałych intonując coraz to ciekawsze przyśpiewki.

Mecz od początku nie układał się dobrze. Już w pierwszym gemie serwisowym Polak został przełamany. Hewitt grał solidnie, natomiast Łukaszowi w ogóle nie funkcjonował pierwszy serwis, a jak sam mówił to miał być klucz do jego ewentualnego zwycięstwa. Pierwszy set zakończył się wynikiem 1-6 i mało kto po nim wierzył jeszcze w odwrócenie losów przez Kubota.

Nawet jeśli nikt nie wierzył, to publiczność cały czas skandowała jego imię, wspierała go, ale robiła to bardzo nieśmiało.Co raz ktoś próbował poderwać innych kibicujących Polaków, ale najczęściej nie spotykało się to z żadną odpowiedzią. Mecze Davis Cup’owe mają to do siebie, że zaangażowanie w nie kibiców jest olbrzymie. Kibice nawet przeszkadzają zawodnikom, a w tym dniu to Australijczycy mogli czuć się jak u siebie w domu.

Ich ludzie na trybunach bardzo żywiołowo reagowali, bawili się bardzo dobrze i było widać, że zawodnicy to czują. Zostając jeszcze chwilę przy kibicach, to rzucał się w oczy brak wiedzy na temat podstawowych zachowań kibica podczas meczu. Można to zaobserwować podczas praktycznie każdego spotkania, ale w tym było wyjątkowo intensywne.

Wchodzenie, przeciskanie się między rzędami w trakcie gemów, czy nawet punktów, to był standard. Głośne rozmawianie przez telefon, zajmowanie nie swoich miejsc (przez co wynikały jakieś awantury w trakcie meczu), robienie zdjęć z flashem w trakcie punktu też nie było zjawiskiem rzadkim. Może wiąże się to z tym, że nasi tenisiści nie przyzwyczaili jeszcze Polaków do częstych meczów o taką stawkę, więc większość uczestniczyła po raz pierwszy.

W drugim secie zaczęło się obiecująco, Polak utrzymał serwis, na przewagi wygrał swojego gema Hewitt. W końcu coś się ruszyło. Nie na długo jednak, Łukasz chwilę później został przełamany i set wydawał się rozstrzygnięty. Poniżej wrzucam piłkę setową Lleytona z drugiego seta.

Hewitt wygrał łatwo również kolejnego i dał prowadzenie Australijczykom 1-0. Wynik spotkania: 6-1, 6-3, 6-2. Co zawiodło? Zawiódł na pewno wspominany serwis. Poniżej wrzucam dwa punkty zdobyte przez Polaka w momentach, gdy ten serwis mu „siedział”. Wyglądało to wtedy zupełnie inaczej.

Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby funkcjonował pierwszy serwis przez większość spotkania, to Łukasz urwałby przynajmniej seta i nie wiadomo jakby to dalej się potoczyło. Lleyton grał konsekwentnie, fantastycznie mijał Polaka ale to nie był tenis, z którym nie dało się rywalizować. Minięcia Polaka wynikały przede wszystkim ze złego ustawienia i źle przygotowanej akcji.

Owszem, były one efektowne, ale nie można kontry przeprowadzać przez środek, gdzie Hewitt dobiegał do tego bez problemu i jeszcze miał tyle czasu, by zapytać Kubota, w który róg ma posłać piłkę. Uznaję zatem, że być może zadecydowała niedyspozycja dnia, bo w końcu Łukasz opiera na serwisie całą swoją grę. Czy ma szanse z Tomiciem? Absolutnie tak. Wierzę, że jest w stanie go pokonać.

A tutaj piłka meczowa z tego meczu:

Większe nadzieje wiązaliśmy z drugim meczem, czyli pojedynkiem Michała Przysiężnego z Bernardem Tomiciem. Mecz od samego początku był bardzo wyrównany. Panowie grali gem za gem, a do przełamania doszło w dramatycznych okolicznościach w 12 gemie pierwszego seta. Kiedy wydawało się, że już będzie tie-break (Michał serwował na 6-6 przy 40-0), Tomić zdobył kolejne 6 punktów i przełamał Polaka i wyszedł na prowadzenie 1-0 w setach

Drugi set przebiegał w podobny sposób. Tym razem doszło do tie-breaka, jednak w nim mimo mini-breaka na samym początku, Michał oddał wszystkie kolejne punkty i przegrał 1-7.

0-2 w setach. Można było się podłamać, ale absolutnie nie załamywać. Wiele razy mieliśmy do czynienia z powrotem ze stanu 0-2 do 3-2, co najlepiej nam na US Open wykładał Marcel Granollers, jednak już od tego czasu wielu kibiców wychodziło z hali. Rozumiem, że była już późna pora i część musiała na przykład wracać już do domów, ale nie sądzę by wszyscy z nich mieli z tym problem. Zauważył to Lleyton Hewitt, który pokazywał palcem na wychodzących kibiców i żartował z Chrisem Guccione z tego zajścia.

Przypomina się sytuacja z jednego z meczów finałowych pomiędzy Miami Heat a San Antonio Spurs, gdzie przed końcem meczu wyszli z hali kibice, którzy jak się później okazało przeoczyli jeden z najciekawszych meczów finałowych w historii NBA. Po meczu jeden z koszykarzy Miami, mówił żeby ci kibice więcej nie przychodzili. Tutaj podobnego comebacku nie mieliśmy, a wspomnienie z Miami proszę potraktować jako ciekawostkę, a nie analogię ;-)). Cały tie-break drugiego seta do obejrzenia poniżej.

Trzeci set nie zaczął się dobrze, doszło zaraz na początku do przełamania serwisu Polaka i niestety nie udało się już do końca odrobić tej straty. Był jeden gem serwisowy Tomicia, który rozpoczął od 0-30, ale później wybronił się dobrym serwisem. Gdy serwował na mecz, nie miał już żadnych problemów. Tomić – Przysiężny 7-5, 7-6(1), 6-4. Mimo wyniku 0-3, Polak nie był stroną o wiele gorszą. Zawiódł w decydujących momentach, ale Tomić był zdecydowanie do ogrania, często denerwował się, rzucał coś w kierunku swojego boksu. Wielka szkoda, ale jesteśmy cały czas w grze.