Zakopane, piękno Tatr i cały świat

Braszów, Zamek Drakuli – motocyklem po Rumunii cz. 4,5,6

To już kolejna część motocyklowej wyprawy po Rumunii. Tym razem zabieramy Was do Transylwanii. Przed nami Wąwóz Bicaz, Czerwone Jezioro, Sighișoara, Braszów, Bran, Sinaia, Góry Bucegi. Chcąc oglądnąć poprzednie części zapraszam tutaj Sapanta i Barsana oraz Bukowina i malowane monastery

Wąwóz Bicaz

Malowniczy wąwóz Bicaz znajduje się w Karpatach Rumuńskich w górach Hasmas. Łatwo dostępny wąwóz zachwyca każdego turystę, który przybywa do Rumunii. Ciągnie się na długości 6 km, a jego ściany skalne osiągają wysokość ponad 300 metrów wysokości. To fantastyczna trasa dla motocyklistów. 

Nad głowami znajduje się imponująca skała Piatra Altarului obecnie zwieńczona krzyżem. Za władzy ludowej w tym miejscu tkwiła wielka czerwona gwiazda. Dnem płynie rzeka o tej samej nazwie. Droga jest wąska i kręta, a w centralnym miejscu kanionu znajdują się budki z pamiątkami. 

Lacu Rosu

Po opuszczeniu wąwozu jedziemy nad Czerwone Jezioro ( Lacu Rosu), które znajduję się w sąsiedztwie wąwozu. Jezioro jak nic przypomina słynne jezioro Kaindy w Kazachstanie z wystającymi czubkami drzew. Powstało ono w 1837 roku na skutek długotrwałych opadów deszczu, przez które doszło do osunięcia się zbocza górskiego Ucigasu w dolinę potoku Bicaz, blokując potoki Licas, Oii i Rosu. W wyniku tego powstało największe jezioro w Karpatach Rumuńskich. Lacul Rosu położone jest na wysokości 980 m n.p.m.

Pod wpływem słońca zmienia swój kolor, natomiast nazwa jeziora pochodzi od czerwonych tlenków i wodorotlenków żelaza, które barwią osady na dnie. Można wypożyczyć małą łódkę i popływać pomiędzy wystającymi konarami drzew. Nieopodal jeziora znajduję się baza turystyczna, oferująca znaczną ilość miejsc noclegowych.

Dużym problemem jest znalezienie miejsca parkingowego, ale policja w tym bardzo pomaga. 

Dzisiaj chcemy dotrzeć do Sighișoara to około 135 km od Lacu Rosu. Po drodze mijamy kamieniołom Suseni w którym eksploatowany jest andezyt z piroksenem. Znajduje się tutaj skała, pochodzenia wulkanicznego utworzona po erupcji wulkanu Ciumani – Fierastraie, w górach Gurghiu. Złoże andezytu powstały w wyniku konsolidacji wypływów lawy z krateru wulkanu, który płynął po południowo-wschodnim stoku i gromadził się poniżej. 

Sighișoara – Transylwańska piękność.

Dojeżdżamy do Sighișoary, miasteczka wielkości Zakopanego. To jedno z najpiękniejszych miast Transylwanii i jak najbardziej się z tym zgadzam. Już na samym wjeździe, miasteczko zachwyca swoim urokiem i niesamowitym klimatem. Znajduje się tutaj średniowieczna starówka, otoczona murami i basztami, która została wpisana na listę UNESCO. To tutaj chcemy znaleźć nocleg, aby móc pospacerować po zabytkach Sighișoary.

W samym centrum miasteczka, w Pensiunea Zidul Cetatii znajdujemy bardzo przyjemny pokój z łazienką. W wewnętrznym ogrodzie, znajduje się gadająca papuga Nico, trzy śliczne pieski i kilka klatek dla gołębi. Klatki myślę, że można porównać do pięciogwiazdkowego hotelu, takie miały luksusy. Gospodarz bardzo przyjazny, poopowiadał nam ciekawostki o swoich gołębiach, które biorą udział w zawodach. 

Starówka 

Zwiedzanie rozpoczynamy od Kościoła Klasztornego pod wezwaniem św. Mikołaja znajdującego się na wzgórzu. To gotycki monument sakralny, najcenniejszy zabytek jaki ma miasto, w jego wnętrzu zachowały się średniowieczne polichromie. Prowadzą do niego drewniane tzw. Schody Szkolne, które pochodzą z 1642 roku. Na wzgórzu istniała najstarsza szkoła w mieście z 1619 roku, a schody miały chronić uczniów i nauczycieli przed kapryśną pogodą. Zimą była to jedna z najbezpieczniejszych dróg do budynku. Z początku schody liczyły 300 stopni, obecnie zostało ich 172.  

Tuż obok obiektu sakralnego znajduje się cmentarz z grobami niemieckich mieszkańców Sighișoary. Będąc na wzgórzu liczyliśmy na piękną panoramę na miasto, jednak mnóstwo drzew zasłania w większości widok. 

 

Symbolem Sighişoary jest XIV-wieczna Wieża Zegarowa, która znajduje się w samym centrum miasta. Tarcza zegarowa została wmontowana w wieżę na początku XVII stulecia, znajdują się tam również figurki symbolizujące dni tygodnia. Z Wieży Zegarowej można podziwiać panoramę okolicy, ale w tym dniu było już za późno na zwiedzanie. Ulice wyłożone są kostką brukową, a kolorowe kamienice zdobione malowidłami, przypominają te z Zamościa. Zachował się tu m.in. dom, w którym na urodził się słynny Vlad Țepeș utożsamiany z Drakulą. Ogródki z kawiarenkami przyciągają rzesze turystów.

Z murów obronnych rozciąga się wspaniała panorama na miasteczko. 

 

 

Miasteczko uroczo wygląda zwłaszcza nocą, wtedy to można poczuć prawdziwy klimat średniowiecza.

Kolejnego dnia lecimy na Braszów, to około 120 km drogi. Pogoda jeszcze dopisuje, ale w godzinach popołudniowych tam gdzie jedziemy, mają pojawić się opady deszczu. Po drodze mijamy małe miasteczko Rupea nad którą góruje średniowieczna forteca. Niestety z racji napiętego planu nie zwiedzamy jej. 

Braszów

Dojeżdżamy do Braszowa, uroczego miasta położonego u podnóży Karpat, które może się pochwalić piękną Starówką i niezwykłym stylem architektonicznym. To jedno z najpiękniejszych miast Siedmiogrodu, pomimo, że w 1689 r. wielki pożar zniszczył całkowicie miasto, a jego odbudowa trwała kilka dziesięcioleci. 

Obecnie Braszów to miejsce kultowe dla turystów z całego świata, można je porównać do naszego Krakowa. Sercem Starówki jest oczywiście Ratusz z wysoką wieżą, którego początki sięgają, aż do roku 1410. Dzisiejszy jej wygląd to efekt odbudowy po pożarze. Otoczony jest z każdej strony pięknymi kupieckimi kamienicami, w których znajdują się świetne restauracje, kawiarnie i puby. Nieopodal znajduje się gotycki Czarny Kościół, który jest największą budowlą sakralną Rumunii. 

Wzgórze Tampa

Jedną z większych atrakcji jest wjazd kolejką na wzgórze Tampa, skąd rozpościerają się przepiękne widoki na całe miasto. Kolejka jest podobna do tej naszej starej, która wwoziła turystów na Kasprowy Wierch. Niestety i tutaj w dobie pandemii jest dość spora kolejka do kolejki. Udaje mi się jednak przez nią przebić i robiąc minę Shreka w kilka minut znajduje się na szczycie wzgórza. W ciuchach motocyklowych ugotowałabym się tam na miękko. Marek został na starówce z racji tego, że już tutaj był. 

Szczyt znajduje się na wysokości 960 metrów (według innych źródeł 995), prawie 400 metrów powyżej miasta i jest rezerwatem przyrody. Wyobraźcie sobie, że występują tutaj niedźwiedzie, rzadkie odmiany roślin, i aż 35 % rumuńskich motyli. Na wzgórzu znajduje się taras, a nieopodal niego widnieje duży biały napis Brasov, stylizowany na słynny napis w Hollywood. 

Zamek Drakuli w Bran.

Ruszamy w dalszą drogę, oczywiście będąc w Rumunii wyprawa nie może się odbyć bez wizyty na zamku Drakuli w Branie. Przed nami zaledwie 40 km, ale patrząc jakie czarne chmury wiszą przed nami, spinamy się, aby jak najszybciej dotrzeć do celu. W centrum miasteczka próbujemy przebić się przez korek, szukając miejsca, aby zaparkować. 

Kiedy udaje się zaparkować motocykl, dopada nas gwałtowna ulewa, czas ten poświęcamy więc na posilenie się w restauracji. Następnie udajemy się na zamek Drakuli. 

To Zamek Brański wzniesiony z rozkazu króla Ludwika I Andegaweńskiego w latach 1377-1382. Miał on za zadanie strzec przełęczy górskich i szlaków na trasie Siedmiogród-Wołoszczyzna przede wszystkim przed Turkami. W późniejszych latach w roku 1921 zamek stał się rezydencją królowej Marii i jej całej rodziny do czasu kiedy nie został przejęty przez władze komunistyczne w 1947 roku. Następnie rząd rumuński po niemal 60 latach powrócił w 2006 do spadkobiercy ostatniego właściciela, Dominika Habsburga, który wystawił obiekt na sprzedaż. Obecnie od roku 2011 w zamku mieści się muzeum historyczne.

Zamek uchodzi za siedzibę wampira Draculi, choć prawdopodobnie Wlad Palownik nigdy w życiu w nim nie mieszkał. Zamek zasłynął jednak dzięki powieści gotyckiej Brama Stokera. Przypuszcza się, że mógł tu spędzić 1–2 dni jako więzień.

 

Na zdjęciu piękna księżniczka Ileana Hohenzollern-Sigmaring, to jej syn Dominic von Habsburg obecnie jest właścicielem zamku.

Sinaia

Następnie jedziemy w stronę Sinaia, miasta położonego u stóp gór Bucegi. To typowo turystyczne miasteczko, które można porównać do Zakopanego. Dominujące góry nad miastem robią spore wrażenie. Znajduje się tutaj kolejka linowa Gondola Sinaia, która spragnionych wrażeń turystów zabiera na szczyt. Ponoć ze szczytu można dostrzec osławionego sfinksa, czyli kamiennego tworu geologicznego. 

TransBucegi

My tymczasem jedziemy wspaniałą drogą na płaskowyż Bucegi z łąkami rzadko spotykanymi na tych wysokościach. To trzecia najwyższa asfaltowa droga Rumunii zaraz po Transalpinie i drodze Tranfogaraskiej. Została oddana do użytku w 2013 roku i jest w całości wyasfaltowana. Droga biegnie przez góry Bucegi i uznawana jest za jedną z najbardziej malowniczych w Rumunii. Na jej końcu idąc już szlakiem turystycznym znajdują się przedziwne kształty skał. Jedną z nich można porównać do Sfinksa. 😉

Niestety z racji tego, że kompletnie nie byliśmy świadomi tego miejsca po prostu tam nie dotarliśmy. Dopiero po przyjeździe do Polski z pewnych źródeł, przeczytałam o tym miejscu. To będzie dobra motywacja na powrót do Rumunii. Zresztą Góry Bucegi w Rumunii to najbardziej tajemnicze pasmo górskie w Europie. Prawdopodobnie w 2002 roku amerykańskie satelity zwiadowcze wykryły i zeskanowały właśnie w górach Bucegi w pewnej skale, otwartą kopulastą przestrzeń, która w żaden sposób nie mogła być tworem natury.

Miała 100 metrów średnicy i 30 metrów wysokości. Warto posłuchać od 6 minuty

Jest kilka części na ten temat. Tak wygląda ta skała, zdjęcie ściągnięte z mapy google. Jak nic widać twarz. 

Jazda motocyklem  przysparzała nam niezwykłych emocji, pomimo że było bardzo zimno. Chcieliśmy przenocować w Complexul Sportiv Național Piatra Arsa, ale ze względu na Covid-19 obiekt był zamknięty. Nie pozostało nam nic jak zjechać do miasta, może gdyby było o parę stopni cieplej i mielibyśmy z sobą zaopatrzenie rozbilibyśmy tutaj namiot. 

Najwyższym szczytem grupy jest Omu mierzący 2505 m, na którym mieści się najwyżej położone w Karpatach schronisko turystyczne Cabana Omu.

Po zjechaniu z przełęczy do centrum miasta Sinaia, po przez booking.com znajdujemy nocleg w Krisina House. Bardzo przyjemne miejsce, ze stylowymi meblami. 

Bukareszt-stolica Rumunii

Rano opuszczamy nasz przytulny apartament. Z Sinaia jedziemy w stronę Bukaresztu, ale docelowo w dniu dzisiejszym mamy zamiar dotrzeć nad morze w okolice Konstanca. To około 390 km drogi.

Pogoda dopisuje, chociaż z rana mamy nawet lekki przymrozek, ale z godziny na godzinę robi się coraz cieplej. 

Na godzinę 11:30 czasu rumuńskiego, dojeżdżamy do Bukaresztu stolicy i największego miasta Rumunii. Miasto leży na siedmiu wzgórzach co nawiązuje do tradycji rzymskiej. Ma bogatą historię sięgającą starożytności. Niestety trzęsienia ziemi, II wojna światowa, oraz rządy Nicolaesa Ceausescu doprowadziły miasto do ogromnych zniszczeń. Za czasów jego panowania została zniszczona 1/5 zabudowy starówki z 22 cerkwiami. Brutalnie wysiedlił 40 tysięcy ludzi, a do budowy monumentalnego gmachu, który jest symbolem Bukaresztu, wyburzył, aż 7 km kwadratowych zabudowań starego miasta. Wyburzenia dokonał w 1980 roku, a budowę rozpoczął trzy lata później. Oprócz Parlamentu miało się tutaj znajdować: Ministerstwo Obrony Narodowej, hotel Marriott, Rumuńska Akademia Nauk oraz Bulwar Zwycięstwa Socjalizmu. 

Po śmierci działacza komunistycznego Nicolaesa Ceausescu 1989 roku,  budowla była ukończona już w 80%. Wówczas nazwano ją „Pałacem Narodu”. Budowla została ukończona w 1997 roku. Obecnie znajduje się w nim Izba Deputowanych, Senat, 4 restaurację, biblioteki, sala koncertowa, parkingi podziemne. Pałac posiada 12 nadziemnych kondygnacji, a pod ziemią znajduje się osiem poziomów, z których cztery wciąż nie są wdrożone do eksploatacji.

Robimy małą przejażdżkę po centrum miasta, przejeżdżamy oczywiście tuż obok Parlamentu. Jest to druga co do wielkości, po amerykańskim Pentagonie budowla na świecie. 

Przejeżdżamy tuż obok Katedry Zbawienia Narodu, który jest drugim co do wielkości kościołem Starego Kontynentu po katedrze w Sewilli. W roku 2004 wmurowano kamień węgielny pod budowę Katedry, dokładnie vis a vis wybudowanego na polecenie Ceaușescu Domu Ludowego. W 2010 roku rozpoczęto jej budowę, której łączny koszt oceniono na blisko kilkaset milionów euro. Oficjalne ukończenie budowy świątyni przewiduje się na 2024 rok. Budowla liczy ponad 120 metrów wysokości i pomieści kilka tysięcy wiernych. 
Siedem kopuł świątyni symbolizować będzie siedem sakramentów Kościoła.

Nie zatrzymujemy się tutaj na dłużej, gdyż przed nami jeszcze około 250 km drogi nad rumuńskie wybrzeże. Autostrada Bukareszt – Konstanta jest prosta jak stół, można wręcz zamknąć oczy i jechać.

Konstanca

Dojeżdżamy do Konstanca, historycznego regionu, położonego pośrodku wybrzeża Morza Czarnego. Znajduje się tutaj największy rumuński port, oraz drugie co do wielkości miasto kraju. Chlubi się bogatą historią sięgającą czasów starożytnych. Niestety antyczne ruiny zostały pogrzebane, na ich miejsce zbudowane zostały współczesne budowle. Obecnie można podziwiać tylko nieliczne ślady dawnego Tomis. 

The Camp Beach

Rozbijamy się na The Camp Beach, w miejscu oddalonym o 20 km od Konstancy. Nie przypuszczaliśmy, że tak ciężko będzie znaleźć miejsce noclegowe. Większość kempingów pękała w szwach, a w hotelu na jedną noc się nie opłacało. W końcu po dłuższych poszukiwaniach udało się znaleźć fajny kemping, położony blisko morza. Po rozłożeniu namiotu, udajemy się nad morze. Plaża szeroka z dużą ilością pięknych muszelek, do dyspozycji są leżaki i parasolki. Dość mocno przepełniona, dlatego nie jest to nasz raj, ale miło zamoczyć nogi w wodzie i poczuć morską bryzę. Zdecydowanie wolimy bardziej dzikie plaże, ale i tak niewiele z niej skorzystamy, więc nie ma co narzekać. Jesteśmy bardzo głodni, więc w pobliskiej restauracji znajdującej się na plaży, zamawiamy owoce morza i piwko. 

Nocne zwiedzanie Konstancy

Po kolacji, w lajtowym ubraniu jedziemy do centrum Konstancy. Zostawiamy motocykl na jednym z parkingów i idziemy na nocne zwiedzanie miasta. W krótkiej fotorelacji pokażę Wam zaledwie mały obszar greckiego i rzymskiego antycznego miasta Tomis. 

Idziemy Bulevardul Regina Elisabeta, nad samym brzegiem portu przy którym zacumowane są piękne jachty. Liczne restauracje i kawiarenki oferują owoce morza, oraz specjały kuchni rumuńskiej jak np. Ciorbă de burtă, tradycyjna rumuńska zupa z dodatkiem flaków, zabielana śmietaną, albo Sarmale to miniaturowe gołąbki owijane w liście winogrona lub kiszone liście kapusty. 

Następnie udajemy się na plac Owidiusza na którym znajduje się Narodowe muzeum Historii i Archeologii. Pięknie oświetlony budynek, naprawdę robi wrażenie. Wybudowany został  w roku 1896 i w pierwszym okresie pełnił funkcję Pałacu Komunalnego (Ratusza), później mieściła się w nim Poczta, a dopiero od roku 1977 mieści się w nim Narodowe Muzeum.  

Przed budynkiem Narodowego Muzeum Historii i Archeologii, stoi Pomnik Owidiusza.

Po lewej stronie wyrasta przed nami piękna budowla tzw. Wielki Meczet w Konstancy, pierwotnie znany był jako meczet Carol I, natomiast przez muzułmańską społeczność określany jako Meczet Królewski. 

Na placu odbywał się Seri de Cafe – koncert. Niestety praktycznie się kończył, gdy dotarliśmy w to miejsce. Zbliżała się godzina 22:00, ale mieszkańcy Konstancy mogli przez pięć wieczorów zachwycać się występami na żywo orkiestry i tancerzy baletowych w atmosferze rzadko spotykanej nad morzem. 

Kolejnego dnia o poranku ruszamy wzdłuż wybrzeża, chcemy jeszcze dzisiaj znaleźć się w Bułgarii i tam się troszkę zrelaksować. Zajeżdżamy jeszcze w kilka miejsc zobaczyć jak wyglądają plaże w Rumunii, więc jestem mile zaskoczona. Och gdyby nie ten tłum, to byśmy tutaj zostali. 

Dlatego dalsza część będzie już pod postem Bułgaria, ale do Rumunii jeszcze powrócimy. 😉


Dodaj komentarz