Rozmowy niekontrolowane: Joxer
RS: Na sam początek powiedz, jak rozpoczęła się Twoja przygoda z Athletic?
J: Moje początki miały miejsce w okolicach sezonu 94/95. Najpierw usłyszałem o czterech gola Julena Guerrero w spotkaniu z Albacete, a później, jeśli dobrze pamiętam doprawił jeszcze hattrickiem w spotkaniu ze Sportingiem. Zwróciłem wtedy uwagę na niego, gdyż wtedy wszystkie wielkie kluby z Milanem, Lazio, Realem i Barceloną, które chciały go mieć u siebie. On jednak na konferencji prasowej, kategorycznie odmówił odejścia. Żadnych negocjacji – nic. I pojawiło się pytanie, dlaczego? Bo przecież interesowały się nim kluby wielkie, a na pewno większe niż Athletic, który przecież w tamtych latach, miał lata świetności już za sobą.
Jednak od tego Guerrero, zaczęło się zainteresowanie faktem dlaczego on koniecznie, chce pozostać w Bilbao. Co takiego jest szczególnego w tym klubie. I tak powoli zacząłem czytać, to co było w gazetach nt. Athletic, bo wtedy jeszcze internetu, to praktycznie w Polsce nie było. Zatem tak połowę lat 90. można uznać za te początki.
RS: Co Ciebie najbardziej „urzekło” w Athletic?
J: Wiele rzeczy, bo przecież bardzo bogata historia, tradycja, cantera itd. Przede wszystkim, tym klubem wszyscy żyją w Kraju Basków. To jest ich klub, wielka duma i wszyscy się z nim utożsamiają na miejscu.
RS: Historia klubu, to swoją drogą ale historia samego Kraju Basków, to jest bardzo ciekawa i zawiła sprawa.
J: Dokładnie, bo zaczynając od tego, że nie wiadomo skąd oni się tam wzięli. Po drugie język, którego nikt nie rozumie. Niby miał on jakieś związki z językami kaukazkimi, ale mimo wszystko, do żadnego z indoeuropejskich nie pasujący. To jest właśnie ta ich odrębność. Też należy pamiętać, o tej historii najnowszej czyli wojnie domowej, a potem terrorze generała Franco, który na Baskach odcisnął niezwykle duże piętno. Stąd też wzięła się ETA(organizacja terrorystyczna mająca na swoim koncie mnóstwo ofiar), która niestety była obecna na trybunach starego San Mames.
RS: Jeśli już jesteśmy przy trybunach i kibicach, to warto odnieść się do HNT(Herri Norte Taldea – jedna z największych grup kibicowskich Athletic), których poglądy lekko mówiąc są wyraziste.
J: HNT to obecnie jest margines i jest ich naprawdę niewielu. Jednakże, to oni wywieszali flagi ETA na starym stadionie i jeszcze kilkanaście lat temu, praktycznie cała trybuna, za jedną z bramek, to byli kibice z HNT. Jednak klub podjął działania, w kierunku normalizacji tego na trybunach, gdyż chciał się odciąć od flag ETA, podobizn Che Guevarry, bo to jednoznacznie kojarzy się z rozlewem krwi, a jak wiemy żaden klub, na takie utożsamianie się kibiców, po prostu sobie nie może pozwolić. Z resztą z HNT jest ciekawa sprawa, bo przecież oni „czczą” ETA, która jest zbrojnym ramieniem PNV czyli tej Nacjonalistycznej Partii Kraju Basków, a przy okazji mają skrajnie lewicowe poglądy. To przecież samo w sobie się kłóci ze sobą.
RS: Kwestia kibiców też ciekawa odnośnie Hiszpanii, bo tam wiele ekip ma właśnie takie mocno lewicowe zapatrywania, jak chociażby kibice Rayo, Realu Sociedad, Sevilli, Murcii czy Celty. Z czego, to się bierze?
J: Wiadomo dyktatura generała Franco, to rządy prawicowe, a naturalnym przeciwieństwem dla prawicy jest lewica. Stąd właśnie powstały te grupy i tak się trzymają do dzisiaj.
RS: Wróćmy jednak, do kwestii Twojego kibicowania Athletic. Jako ich fan zapewne miałeś okazje już zobaczyć swoich ulubieńców na żywo?
J: Pierwsza i jedyna, jak do tej pory moja wizyta w Kraju Basków, była w grudniu 2010 roku, wraz z moim kolegą. To był zdaje się mecz z Espanyolem. Wtedy jeszcze pracowałem w Londynie i wracając do Polski, postanowiłem zrealizować swoje marzenie, jakim było odwiedzenie San Mames i obejrzenie na żywo Athletic. Pobyt trzeba było sobie z wyprzedzeniem bukować i mieliśmy czas od piątku do poniedziałku. Wtedy już weszły te kalendarze ligowe, z udziałem meczów piątkowych i poniedziałkowych. Modliliśmy się praktycznie by nie padło na poniedziałek, bo wtedy cała wyprawa straciłaby sens ale ostatecznie mecz odbył się w niedzielę, przy okazji też obowiązkowe zakupy w sklepie kibica.
Drugi raz Athletic miałem okazje oglądać rok temu w Pradze. Akurat Leones wylosowali wtedy Spartę więc można było się wybrać, bo bliski wyjazd i się udało to zrealizować. Pojechałem wraz ze swoją dziewczyną, Aitorem i jego dziewczyną oraz mamą. Udało się połączyć przyjemne z pożytecznym – zwiedzanie Pragi i obejrzenie Athletic. Przy okazji warto powiedzieć, że Praga, to naprawdę super miasto dla turystów ale nie jest duże, jak na stolicę i w dwa dni można zobaczyć prawie wszystkie najważniejsze miejsca.
RS: Jak jest z kosztami takiego wyjazdu do Bilbao?
J: Wtedy było to jakieś 460 funtów, które wydaliśmy wraz z kolegą. W tym były przeloty, bilet na mecz(około 70 euro), noclegi i zakupy w klubowym sklepie.
RS: Wracając jeszcze do Twojej wizyty w Pradze, czytając relację, można było się dowiedzieć, że mieliście spotkanie z prezydentem Josu Urrutią oraz samymi zawodnikami, w tym kapitanem – Carlosem Gurpeguim.
J: Dokładnie. Udało nam się z nimi porozmawiać, zrobić sobie zdjęcia. Przy okazji dostaliśmy kontakt, w sprawie biletów, jeśli bylibyśmy kiedyś w Bilbao i mieli z nimi problem. Wszystko odbyło się w miłej atmosferze oraz widać było autentyczne zainteresowanie z ich strony, swoimi kibicami.
RS: Jeśli jesteśmy już przy prezydentach klubu, to nie sposób, tutaj nie wspomnieć o słynnej sprawie z Ibanem Zubiaurre w tle.
J: Zubiaurre przyszedł za rządów Lamikiza, który właśnie dlatego poleciał ze stanowiska, gdyż sam transfer był kosztowny, do tego wszystkie nielegalne podejścia pod tego zawodnika, kosztowały klub 5 mln euro kary.
RS: Tyle rabanu o zawodnika, który niewiele pograł…
J: Dokładnie, były kontuzje, jakieś dyskwalifikacje i on na dobrą sprawę, to zagrał naprawdę bardzo mało. To przelało czarę goryczy wśród kibiców, którzy przecież decydują o wyborze prezydenta. I dlatego Lamikiz poleciał ze stanowiska i dlatego również sami kibice, nie związani z HNT chcieli się ich pozbyć. Teraz nie ma rac, flag i tego wszystkiego związanego z HNT, a jeśli jest to na marginesie.
RS: Nie można odmówić tego, że race są jednak efektowne
J: Oczywiście, że tak ale niestety w tłumie też są niebezpieczne, bo wiadomo zagrożenie jakieś jest, że ktoś rzuci czy coś takiego się zdarzy.
RS: Odpalenie rac – zgoda ale rzucanie nimi w kogokolwiek, to już w porządku na pewno nie jest. Ale zauważmy, że jeśli racę odpalają kibice, którzy robią, to często, wtedy nie ma zagrożenia dla osób będących w pobliżu, bo oni robią, to w taki sposób by swoim kolegom krzywdy nie zrobić.
J: Tak ale moim zdaniem, lepiej zapobiegać niż leczyć, gdy dojdzie do naprawdę poważnej tragedii.
RS: Ja i tak uważam, że jednak gorszym pomysłem, jest wpuszczenie na stadion alkoholu.
J: Jak byłem w Anglii i chodziłem na mecze Millwall, to tam goście z piwkiem sobie chodzili i nie było żadnych problemów w sumie.
RS: Tak ale zauważ, że w Anglii w kwestii jakichkolwiek awantur na stadionach są, respektowane przepisy i ludzie jednak boją się kar. Z kolei, gdy Anglicy wyjadą za granicę, to wtedy już dzieję się zdecydowanie więcej.
J: Dokładnie, bo Anglicy poza domem, to najgorsze szumowiny w tej kwestii…
RS: Powoli odchodzimy od głównego tematu rozmowy, zatem ja jeszcze chciałbym poruszyć kwestię historii Athletic, pośród hiszpańskiej piłki. Athletic obok Realu i Barcelony, to przecież drużyna, która nigdy nie spadła z Primera Division, a dodatkowo rok w roku zawodnicy rywalizują o Troefu Zarra i Pichichi czyli dwóch znakomitych snajperów Los Leones w przeszłości. To pokazuję, jaki wpływ ma ten klub na futbol w Hiszpanii.
J: Pierwsze mecze reprezentacji Hiszpanii, to przecież byli w większości gracze z Kraju Basków i reprezentowali barwy Athletic Bilbao.
RS: A co do tych nagród imienia Zarry, to co będzie, jeśli Messi przegoni Zarrę w liczbie bramek i czy dalej będzie walczył o trofeum imienia zawodnika, od którego w perspektywie liczb byłby lepszy?
J: Ciężko jakkolwiek porównywać Messiego do Zarry czy Pichichi’ego, bo to zupełnie inne czasy. Przede wszystkim kiedyś grano prostymi piłkami szytymi, z jakichś tam materiałów, a teraz mamy piłki Nike czy Adidasa najnowszych generacji, a po drugie, to przecież w futbolu kilkanaście lat, to już jest inna epoka, a minęło przecież kilkadziesiąt lat, odkąd legendy Athletic przestały grać.
RS: Z których sukcesów jesteś najbardziej dumny? Mistrzostwa czy Copa del Rey, bo niby mistrzostwo ważniejsze ale wygranych w pucharze jest trzy razy więcej.
J: Ja jestem dumny przede wszystkim z tradycji, a sukcesy i tytułu, to jest w pewnym sensie dodatek. Tytuły można wygrać zawsze, a tradycji i historii, w krótkim czasie się nie zdobędzie. Ale najbardziej pamiętne, to są lata 83-84, gdy udało się wygrać dwa razy z rzędu mistrzostwo.
RS: A jeśli miałbyś wymienić największe postacie, wśród zawodników, to obok Pichichi i Zarry, kogo jeszcze byś dodał?
Chociażby Garay, który gdy odchodził do Barcelony, to pieniądze z transferu poszły na budowę trybuny na San Mames i potem śmiano się, że to trybuna Garaya. Rzecz jasna Iribar z 614 występami, który prowadzi w klasyfikacji zawodników z największą ilością występów w klubie.
RS: Ale Iraola jak pogra jeszcze te kilka lat, to ma szansę przebić Iribara.
J: Dokładnie, bo Iraola ma końskie zdrowie i jeśli dalej nie będzie miał żadnych kontuzji i pogra trochę, to rekord jest w jego zasięgu.
RS: Przy okazji Jonas Ramalho nie ma po co wracać do Bilbao…
J: Oj tak(śmiech). Jeden z bardziej utalentowanych chłopaków ale ciężko mu będzie się przebić, a nie wiem czy młodszy Markel Etxeberria, będzie pierwszy po Iraoli na zmianę.
RS: Z tego co pamiętam, to on w ubiegłym sezonie jeszcze grał w Basconii, a pamiętam go jak dostał szansę od Bielsy podczas Polish Masters we Wrocławiu.
J: Teraz jest już zawodnikiem rezerw, a co do tego występu podczas turnieju w Polsce, to owszem wtedy dostał swoje minuty ale na razie, szans na grę nie ma zbyt dużych.
RS: Zauważyłem, że też jest coś takiego, że ci zawodnicy, którzy są jakby na najwyższym poziomie sportowym, poza pierwszą drużyną, nie zawsze grają w rezerwach, a muszą jeszcze grać w Basconii itd.
J: Masz rację z tym, a co ciekawe Basconia w tym roku obchodzi setne urodziny ale dopiero od 1997 roku, stanowi drugą drużynę rezerw – coś takiego jak Real Madryt C. De facto, to Athletic uratował ich przed upadkiem i „przygarnął” pod swoje skrzydła.
RS: Z resztą ich odrębność można już zobaczyć po barwach(żółto-czarne). Ale wyniki tego zespołu w Tercera Division, na kolana nie powalają…
J: Owszem nie powalają ale oni też są jakby z boku. Mają swoją szkółkę, trochę działającą oddzielnie od samego Athletic ale i tak koniec końców, ci najlepsi trafiają już do samego Athletic, bo też wszyscy się nie zmieszczą w jednym klubie i siłą rzeczy, trzeba to rozdzielić.
Z kolei w Juvenil A mamy bardzo młodych zawodników, a przecież to ostatni szczebel juniorski w Hiszpanii. Tam zawodnicy 16-17 letni, to nie jest norma. Jak chociażby podczas ostatniego finału Pucharu Króla, gdzie przegrali z Realem Madryt 4:0 ale tam byli zawodnicy 19, a nawet 20-letni.
RS: W tym wieku, to jednak spora różnica, szczególnie fizyczna. Najlepsze jest to, że tam grał Cristian Benavente czyli zawodnik po debiucie w pierwszej reprezentacji Peru i to jest zastanawiające, że facet, który ma styczność z seniorską piłką na jakimś określonym poziomie, gra w czwartej drużynie Realu…
J: Właśnie, to jest mocno zastanawiające ale jednak w Realu problemy, typu „co zrobić” z młodzieżą są cały czas. Co chwila mają być „Zidanes i Pavones”, a wychodzą niestety tylko Zidanes(śmiech). Wracając do Basconii, to oni właśnie stanowią, ten pierwszy krok w dorosłym futbolu, bo jednak Tercera Division, to już jest taka piłka półamatorska trochę, a Segunda B, to już jest taka pierwszy poziom poważniejszy w Hiszpanii i czasem przeskok z Juvenil A, do Bilbao Athletic był po prostu za duży.
Przykładami tego mogą być Guillermo, Yurebas czy Etxaniz, którzy rządzili i dzielili w juniorach, a teraz z różnych powodów różnie sobie radzą w rezerwach. Bo też nie każdy jest Muniainem by przejść bezboleśnie z Juvenil A, do pierwszej drużyny i w wieku 16 lat debiutować oraz stać się z miejsca, jej pełnoprawnym członkiem. Teraz taką osobą jest Asiel Villalibre, który ma wszystko by w niedługim czasie grać już w pierwszej drużynie.
RS: Jeśli jesteśmy już przy Villalibre, to jutro będzie obchodził swoje 16. urodziny(rozmowa była w niedzielę 29.09). A teraz przebywa na zgrupowaniu reprezentacji Hiszpanii do lat 17 i już tam strzela. Czy jest szansa by w tym sezonie grał w pierwszej drużynie?
J: Ciężko powiedzieć ale chyba jeszcze ten sezon, to za wcześnie dla niego. Z resztą z nim jest ciekawa i zarazem zabawna sprawa, bo teraz jest tak, że chłopak w piątek gra w barwach Basconii, a w niedzielę w barwach Juvenil A(śmiech). Ale naprawdę potencjał jest ogromny i powinniśmy za jakiś czas, o nim głośniej usłyszeć. Jak na swój wiek, jest porządnie zbudowany i to jest jego atutem, bo w przeciwieństwie, do Muniaina, jest dużo wyższy i postawniejszy, a to ułatwiłoby mu zadanie, w starciach z dorosłymi zawodnikami.
RS: Jeśli już jesteśmy przy największych talentach Lezamy, to nie sposób pominąć tutaj Inakiego Williamsa.
J: Oj tak, to też jest naprawdę świetny zawodnik. Z resztą w Juvenilu A, zdobył ponad 30 goli w sezonie. Ale teraz kwestia gdzie ma grać? Jeśli Basconia, to ma pewny plac, bo tam odszedł Sabin do rezerw, a w rezerwach z kolei są właśnie Sabin, Guillermo czy Barco.
RS: Ale on w tym roku może nie pograć przez kontuzję.
J: Pierwsze diagnozy mówiły nawet o rocznej przerwie ale teraz mówi się, że za 2 miesiące ma być już gotów do gry.
RS: Lepiej jednak chyba poczekać, z tym graniem, bo przykład chociażby Inigo Pereza pokazuje, że z jednej kontuzji, nie do końca zaleczonej, można mieć stałe problemy, a naprawdę szkoda, tak świetnej lewej nogi dla Athletic.
J: Tu jest problem z kontuzjami, a przecież nigdy tego nie było i teraz jest pytanie, co jest tego powodem?
RS: Może obciążania, a może sztab medyczny nie spełnia swoich zadań. Jak jest z tym w Bilbao? Każdy trener przychodzi ze swoim sztabem czy zmienia się tylko najbliższa świta trenera?
J: Sztab jest stały od wielu wielu lat. Ale zaczęło się chyba od ogromnych obciążeń, które Bielsa im zarządził. Przed drugim i ostatnim jego sezonem w klubie, zrobiono badania wydolnościowe po okresie roztrenowania. Zawodnicy zatem powinni być wypoczęci, a wyniki wyszły takie, jakby oni byli cały czas w reżimie treningowym!!! A było, to miesiąc po sezonie…
RS: Ale Bielsa właśnie, nie dość, że podczas przygotowań ich zajeżdżał, to jeszcze ten jego pierwszy sezon, to była gra praktycznie non stop, tymi samymi zawodnikami. Druga połowa sezonu, to były mecze praktycznie od stycznia do końcówki maja i grano, co 3 dni.
J: On korzystał właściwie, tylko z 18 piłkarzy.
RS: To chyba nadużycie powiedzieć, że z 18, bo przez pewien czas, to nawet była liczba 14-15 piłkarzy…
J: Niestety ale po mimo całej klasy i umiejętności Bielsy, to niestety ale był on bardzo konserwatywny i miał swoich ulubieńców. Jeśli kogoś odrzucił na początku, to już był koniec dla takiego zawodnika i sam sobie ograniczał tym samym pole manewru. Podobnie z resztą jak Caparros.
RS: Caparros to mimo wszystko dla mnie, dość marny trener.
J: Wiesz co, on niezły jest z pracy z młodzieżą ale taktyk z niego, jest żaden, motywator też kiepski i również miał uprzedzenia do piłkarzy. Taki Borja Ekiza został przez niego wzięty, tylko dlatego, że kontuzjowani byli San Jose, Amorebieta czy Aitor Ocio i on się sprawdził.
RS: Wracając do szkółki, to jak uważasz czy Zubieta dorównuje Lezamie?
J: Teraz mają super generacje piłkarzy ale co do Zubiety, to ich zmusiła sytuacja, bo była druga liga, kiepska sytuacja finansowa, a przy okazji Athletic podbierał kogo chciał i jak chciał. Chociaż był taki niepisany pakt, że Athletic z Gipuzcoi(prowincja w której leży San Sebastian) zawodników nie brał, no chyba że chłopak sam się do nich zgłosił.
RS: Na dobrą sprawę, to na północy kraju, to Lezama i Zubieta, to chyba najlepsze szkółki, chociaż w ostatnim czasie sporo zawodników, do kadr młodzieżowych dostarcza Celta Vigo.
J: Owszem w Celcie się ruszyło ale oni mają o tyle dobrą sytuację, że Deportivo – teoretycznie ich największy rywal w regionie – nie stawia na młodzież i ma przy tym ogromne długi. Jeszcze warto wspomnieć o Sportingu, który też miał znakomitą szkółkę ale ostatnio jakoś od tego odeszli i efekty w postaci gry w Segunda Division są widoczne.
Co do Zubiety, to tam wychowywali się Illarramendi, Inigo Martinez i naprawdę teraz dzięki sprzedaży Illarry oraz wejściu do LM mają spokój na kilka lat, bo Athletic już nie da rady wyciągnąć od nich najlepszych graczy, a jeśli już, to będą żądania ogromne.
RS: Z resztą sytuacja z Illarrą, to jest dla mnie cyrk. Cały sezon świetnie grał w barwach Realu Sociedad ale nagle kilka spotkań podczas Euro U21 i pół Europy budzi się z ręką w nocniku, że taki zawodnik w ogóle istnieje…
J: Słuchaj, to jest Hiszpania. Jak dla mnie, to jest swoistego rodzaju lobby. W mediach tylko praktycznie La Masia i Valdebebas, a reszta to zmarginalizowana do minimum.
RS: Valdebebas to jeszcze może nie jest aż tak promowane, bo jednak tam sporo tych młodych, gdzieś ucieka albo giną w tłumie tych najlepszych ale o La Masii, to jest mowa praktycznie non stop, przy okazji rozmów nt. szkolenia w Hiszpanii.
J: Dokładnie tak jest, a pamiętajmy, że w tym samym Pucharze Króla w kategorii Juvenil A, to Athletic przecież zlał Barcelonę 5:0. W rewanżu owszem było 3:2 dla Barcy ale to już niczego nie zmieniało. A z resztą w rewanżu Athletico odpuścił, a i tak gdy przyspieszał, to szybciutko dwa gole wpadły. Ale to jest marketing, bo federacja promuje generalnie tylko Real Madryt i Barcelona, bo są dla nich najważniejsze.
RS: To jest dość spory kłopot w Hiszpanii, bo jednak te kluby są potężne, a do tego mają wsparcie federacji i kasy z transmisji mnóstwo. A wiele innych klubów, w tym czasie ledwo wiąże koniec z końcem, chociaż też trzeba przyznać, że wiele klubów same się do takiego stanu doprowadziły.
J: Ale zauważ, że dzięki takiej sytuacji finansowej tych klubów, kryzysowi to właśnie, wiele klubów musi postawić na szkółki. To jest dla nich jedyna droga i to jest jeden z niewielu pozytywów w tej kwestii.
RS: Ja bym jeszcze z chęcią jednak wrócił, to stosunków Athletic z innym dużym klubem z okolicy, a mianowicie z Osasuną, bo to jest ciekawa sprawa.
J: To jeszcze za poprzedniego prezydenta Osasuny, te stosunków praktycznie nie było. To było pokłosiem „podebrania” Osasunie, dwóch graczy – Eraso i Ismy Lopeza.
RS: I rzecz jasna Javi Martinez, na którym niby nieźle zarobili – 6mln euro, co przy wieku 16 lat, to naprawdę były niezłe pieniądze ale jak się potem okazało, grosze w stosunku do tego, co potem dało się na nim zarobić.
J: Słuchaj Athletic ma naprawdę mnóstwo szkółek, jak chociażby Txantrea, gdzie grali Muniain i Iraizoz.
RS: Ale przy okazji masa popodisywanych umów partnerskich. Barakaldo, Amorebieta, Real Irun itd.
J: Wymieniać można dalej Santuxu, Sestao…
RS: Z Sestao, to zdaje się przyszedł Toquero.
J: Chyba tak, a taki Ibai za 10 tysięcy euro przyszedł z Santuxu właśnie. Powiedzmy sobie szczerze, czy to są jakiekolwiek pieniądze?(śmiech)
RS: Tak ale za czasów Bielsy, to dla Pana Orłowskiego z C+, był to piłkarz niegodny noszenia koszulki Athletic…
J: No pewnie, że tak(śmiech).
RS: A jakie masz zdanie nt. francuskich zawodników, pochodzenia baskijskiego?
J: Wiesz co, dla mnie nie ma znaczenia, czy to jest Francuz czy Hiszpan, bo Bask, to Bask. I tradycja cantery jest zachowana w dalszym ciągu.
Co do takiego Laporte, to on przyszedł z Aviron Bayonnais. W jego przypadku, dziadkowie byli Baskami, o czym sam mówił. Są jeszcze Yanis i jeszcze dwóch, których nazwisk nie pamiętam. Ale Athletic tamtym klubom oferuje klubom francuskim wsparcie finansowe, w unowocześnieniu infrastruktury czy też szkoleniu trenerów.
RS: Ale przede wszystkim, dla tych klubów, to jest znakomita reklama i praktycznie darmowy PR.
J: No dokładnie, tego nie sposób pominąć. Ale skoro klub ma z tego profity, to dlaczego, tego nie wykorzystać.
RS: Jeśli jesteśmy przy Kraju Basków, to jak zapatrujesz się na kadrę i czy widzisz szansę, na coś więcej, niż tylko granie towarzyskie, raz do roku?
J: Fajna sprawa ale raczej ciężko się spodziewać, czegoś więcej niż takie granie. Ale jeśli oni mieliby swoją reprezentację i grali oficjalnie, to trzeba by było każdemu dać taką szansę – Kastylii, Katalonii itd. Ale warto zaznaczyć, że byliby bardzo mocni.
RS: To wiadomo, że byłaby to naprawdę siła europejskiego futbolu. Ale chyba bez niepodległości, to nie ma szans, na nic więcej, a na niepodległość szans zbyt dużych raczej nie ma.
J: No mają swoją autonomię ale chociażby przy okazji tych towarzyskich spotkań, zbierane są pieniądze, na te najmniejsze kluby, które dzięki temu otrzymują pomoc.
RS: Dużo rozmawialiśmy na tematy historii klubu ale trzeba poruszyć kwestię obecnej drużyny. Pierwsze pytanie zatem: Ibai czy Muniain?
J: Jeśli Muniain, to na pewno, nie taki z ubiegłego sezonu. Z resztą, to są dwaj inni zawodnicy. Muniain jest mały, sprytny ale przy tym z większymi rywalami nie ma zbyt dużych szans. A taki Ibai, to znakomite centry, a znamy to jego firmowe zagranie zewnętrzną stroną prawej nogi. Do tego świetnie bite stałe fragmenty gry.
RS: I tutaj bym się skłaniał, by Ibai je wykonywał kosztem Benata. Co do jego samego, to ten występ przeciwko Betisowi, to dla mnie otarł się o idealny, bo chyba tylko bramki mu zabrakło.
J: Jego największym problemem jest stabilność formy. Po jednym super meczu, potem jest kilkumeczowy zjazd niestety(potwierdził, to fatalnym meczem przeciwko Granadzie – dop. RS).
RS: Jak się zapatrujesz na obsadę obrony? Tutaj jak wiemy jest przeogromny problem. A zestawienie San Jose i Gurpeguiego na środku, razem to już jest igranie z ogniem…
J: Tak, ta para nie powinna razem grać. Też bez sensu wydaje się być gra Laporte na boku obrony, bo jednak on by się przydał w środku. Jak dla mnie para Laporte-Ekiza, to chyba wymarzony duet. Wtedy można spróbować Saborita na lewej stronie, bo on świetnie gra w ofensywie. Tam sobie dobrze radzi, chociaż jeszcze jest trochę zbyt surowy w defensywie więc musi mieć dobrych zawodników, do asekuracji. Zatem niemożliwe jest zestawienie Saborit na lewej stronie oraz San Jose i Gurpegui na środku, bo to gotowa katastrofa…
RS: Moim zdaniem czas Gurpeguiego, to już chyba powoli przemija w pierwszym składzie.
J: No wiesz, to nie jest stoper przede wszystkim. Na siłę zrobiono z niego stopera, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Javiego Martineza.
RS: Ale nie każdy jest Javimarem…
J: Dokładnie. Powiem Ci jeszcze, że Gurpegui karierę zaczynał jako ofensywny pomocnik! Potem zrobiono z niego defensywnego pomocnika i Bielsa wymyślił, go jako stopera.
RS: Moim zdaniem on nie ma szybkości, wysoki też nie jest, przy okazji jak na warunki hiszpańskie, to drewniany.
J: To jest typowy przecinak i dla mnie, to dalej jest defensywny pomocnik. Podobnie jak San Jose, który tam lepiej by się sprawdził, a i kiedyś Etxeita tam trochę pograł.
RS: Jeśli jesteśmy już przy defensywnych pomocnikach, to zaciekawiło mnie tam wystawienie w meczu z Betisem, Mikela Rico w tej roli. Na dobrą sprawę, to jest typowy środkowy pomocnik, podobnie jak Benat, a przed nimi grał jeszcze Ander.
J: Mikel Rico, to taki „box to box” midfielder, jak to mawiają Anglicy. Ale harować, to on potrafi, co by nie mówić. Z resztą Benat, też od gry defensywnej nie stroni.
RS: Tak na zakończenie, jeszcze mnie ciekawi, gdzie Twoim zdaniem powinno być miejsce dla Oscara De Marcosa. Facet poza środkiem obrony i bramką, to grał już chyba wszędzie(śmiech).
J: Jego uniwersalność jest atutem dla trenerów ale moim zdaniem najlepiej by się sprawdził jako cofnięty napastnik. Ale, co wtedy z Anderem?…
RS: Moim zdaniem przy obecnej dyspozycji Aduriza i kontuzji Soli, trzeba spróbować De Marcosa na szpicy, bo gorzej nie zagra, a przy okazji wszystkie gole jego strzelone, w tym sezonie, to były sytuacje sam na sam praktycznie.
J: Mimo wszystko, jednak uważam, że to nie jest miejsce dla niego, bo tam taki Aduriz będzie się przepychał z obrońcami, chociaż wiemy, że potrafi też „machnąć” łokciem niestety…