Oburzają się prawie wszyscy: ci, którzy Agnieszki Radwańskiej po prostu nie lubią w Polsce i za granicą, niedzielni kibice w kapciach, którzy potrzebowali triumfu krakowianki w szlemie, żeby samemu poczuć się lepiej i strzelili fochem równie pięknym, co Agnieszka po półfinale, oraz byłe zawodniczki, dziś ekspertki tenisa.
Radwańska jest tenisistką dość lubianą, ale nie tam, gdzie krzyczy się najgłośniej. Ma wielu zwolenników wśród zagranicznych fanów tenisa męskiego, którzy rzadko oglądają tę grę w wersji kobiecej – a przynajmniej tak wynika z pojawiających się czasem ankiet na popularnym forum menstennisforums.com.
Z kolei użytkownicy siostrzanego forum WTA, tennisforum.com, za Isią nie przepadają. Wystarczy poczytać tamtejsze „general messages”, żeby zorientować się, że cenione są przede wszystkim tenisistki uznawane za piękności i często nie reprezentujące swoją grą wiele więcej. Druga kategoria lubianych zawodniczek to te, które zamykają oczy i chcą strzelić winnera. Myślę, że nie dokonam wielkiego nadużycia, jeśli powiem, że tamtejsza społeczność opierając się na tych dwóch tylko kryteriach, nie wchodząc nawet w cechy osobowości, woli Martę Domachowską od Agnieszki Radwańskiej. Dlaczego uważam, że kontrowersyjne cechy charakteru Agnieszki dla tych ludzi tak naprawdę się nie liczą? Albowiem Sara Errani jest tam jeszcze mniej szanowana i jej porażki są jeszcze intensywniej celebrowane niż przegrane Isi, chociaż obok kortu Włoszka sprawia bardzo sympatyczne wrażenie. Ale gra defensywny tenis i nie ma twarzy modelki. Smutne i prawdziwe. Opinie zbierane „z internetu” do serwisów informacyjnych pochodzą właśnie z takich społeczności.
Agnieszka jest kontrowersyjna, mówi to, co myśli, i czasem w trakcie turniejów nie ma poważania dla dziennikarzy oraz kibiców z Polski (w przeciwieństwie do kibiców i żurnalistów zagranicznych). W dodatku od czasów swojego pojawienia się na nieboskłonie tenisowym boli tutejszych dziennikarzy i komentatorów telewizyjnych. Z jakiejś przyczyny, trudno w sumie zgadywać z jakiej, bo na początku Radwańska żadnych kontrowersji nie wywoływała, a mimo to ból zęba słyszałam w komentarzu telewizyjnym odkąd jej mecze były w ogóle transmitowane. Prasa rozszarpała ją na kawałki, gdy zażądała tzw. „startowego” za udział w turnieju WTA w Warszawie, chociaż Federer gra w Szwajcarii za ciężkie zera, a Juan Carlos Ferrero, szef turnieju ATP w Walencji, płacze, że nie stać ich na Rafaela Nadala. Moskwy nie stać na Szarapową, a ostatnio nawet na Kirilenko. Wielka Brytania nie potrafi sobie zapewnić regularnych udziałów Andy’ego Murray’a w Pucharze Davisa, co niedawno omal nie kosztowało reprezentacji spadku do trzeciej strefy Euro-Afrykańskiej. Ale wojna w prasie była u nas. Może też i dlatego u nas nie prezentowano w mediach zdjęcia przedstawionego w tym artykule powyżej (Radwańska niechętnie, ale jednak spogląda w stronę Lisickiej), tylko fotografię końcowej fazy uścisku:
sabine lisicki agnieszka radwanska