Sabine Lisicki i Agnieszka Radwańska
Z kibicem w kapciach trudno dyskutować. Od niedawna trenuję grę w bilard, i odkąd gram wyrównane pojedynki z moim przyjacielem, odkrywam w sobie pokłady sarkastycznych komentarzy o jakie bym siebie na codzień nie podejrzewała. On zresztą pod moim adresem też coś chlapnie. A gramy sobie bez stawki we wrocławskim SkyTower. Czasem mam wrażenie, że w internecie powinno się pozwolić komentować takie sytuacje tylko ludziom, którzy zagrali jakieś tenisowe amatorskie turnieje i byli, oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji, w sytuacji zbliżonej do Radwańskiej. Jeżeli ktoś całe swoje życie podporządkowuje grze w tenisa, ma takie warunki fizyczne, atuty i ułomności jakie ma, ale od wymarzonego tenisowego Mount Everestu (czytaj: szlema) dzieli go półfinał z zawodniczką przegrywającą w tym sezonie z tenisistkami z poziomu challengerów oraz finał z rywalką, która w siedmiu bezpośrednich pojedynkach wygrała jednego seta, to można rozgoryczenie chociaż wytłumaczyć.
Nie będę bronić Radwańskiej i twierdzić że uścisk był piękny i w porządku. Był lodowaty. Choć nie tak tragiczny jak przedstawiają to media, to i tak nie był przyjętym standardem fair play. Cały problem polega na tym, że od sportowca wymagamy bycia nieskazitelnym herosem. Ale zawodnicy to też tylko ludzie… Dlatego o takim uścisku rąk można wspomnieć w pomeczowym tekście, jednak wylewanie pomyj warto sobie darować.
Eksperci sobie nie darowali. Lindsay Davenport i Martina Navratilova, dwie byłe liderki rankingu WTA, zgodnie wyraziły oburzenie postępowaniem Radwańskiej. Szkoda, że pani Davenport nie przypomniała sobie przed wejściem do studia wątku na wspomnianym poprzednio tennisforum.com o „handshake fails” (= „słabiutkie uściski rąk”), bo wątek liczy blisko 900 postów z opisami, filmikami i zdjęciami. Są tam również uwzględnione wyczyny pani Davenport w tym departamencie. Z kolei Martina Navratilova raczej nie pamięta swoich „niezwykle czułych” pożegnań przy siatce z Chris Evert. Starsza tenisistka może się cieszyć, że nie było w jej czasach ani YouTube, by to uwieczniać, ani Twittera, by na bieżąco potępiać. Teraz więc z pozycji matrony udziela innym lekcji kortowego savoir vivre’u.
Mniejsze i większe wtopy zdarzają się praktycznie każdemu, nawet tym największym. Serena Williams w tym roku po przegranej ze Sloane Stephens w Australian Open zablokowała młodszą koleżankę na Twitterze i messengerze Blackberry. „Przez kilka miesięcy od tego zdarzenia kompletnie ignoruje mnie w szatni” – żaliła się Stephens w mediach. Roger Federer zmykał czem prędzej z kortu po przegranej ze Siergiejem Stachowskim w tegorocznym Wimbledonie, chociaż rytuał nakazuje kort opuścić wspólnie. Martina Hingis serwowała od dołu w finale Roland Garros przeciwko Steffi Graf. Nawet powszechnie lubiana Amelie Mauresmo ma na koncie oziębłe uściski dłoni. Innymi słowy, można korzystać z powiedzenia, „pokażcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.