Marin Cilić z tytułem US Open – tak po prostu
Jeszcze rok temu odbywał karę na przyjęcie środka dopingującego. Kara długa nie była. Trybunał zauważył fakt, że ten sam środek sprzedawany w różnych krajach ma różny skład i uwierzył w wyjaśnienia tenisisty. Międzynarodową społeczność tenisową chyba mocniej dotknął fakt, że próbowano ten skandal zatuszować a sam Chorwat wycofał się z Wimbledonu 2013 oficjalnie z powodu kontuzji.
Ale dziś to inny Marin Cilić. Prowadzony przez Gorana Ivanisevicia świetnie serwuje i ma więcej wiary we własne możliwości. Po drodze do półfinału spotykał zawodników w swoim zasięgu (np. Simona czy Berdycha). I pokonywał ich. Najważniejszym meczem okazał się półfinałowy pojedynek z Rogerem Federerem. Odpadł już Djoković. Wydawało się, że Szwajcar ma 18. szlema na wyciągnięcie ręki. I wtedy Cilić zaczął serwować. Czy Federer zlekceważył, czy dokładnie nie rozpracował lecącego jak na skrzydłach rywala? Zupełnie jak Djoković był bezradny w meczu z szybkim Nishikorim, tak i Roger nie mógł nic zrobić w starciu z Ciliciem.
W końcu w finale US Open spotkało się dwóch tenisistów, którzy od lat są w zapleczu czołówki, ale nigdy nie powalczyli jeszcze o tak prestiżowy tytuł. O ile Japończyk w tym sezonie odnowił nadzieje kibiców, o tyle Cilić wydawał się dla tenisa już stracony. W dodatku to człowiek, który nie ma na koncie żadnego innego tytułu większego niż ATP 250. No to teraz już ma. W finale pokonał Kei Nishikoriego 6-3 6-3 6-3. Mecz w ogóle nie był widowiskiem, Japończyk kompletnie nie wytrzymał czy to ciśnienia, czy zmęczenia, bo jednak miał poważniejszych przeciwników i dłuższe, lepsze mecze od swojego rywala.
Sama atmosfera przypominała trochę dogrywanie challengera w Szczecinie w poniedziałek po deszczowym weekendzie. Nowy tydzień, powrót do codzienności i dwóch tenisistów z drugiego szeregu. Japonia chociaż jest potęgą ekonomiczną i medialną, a według menadżerskich przecieków Nishikori ma od dawna takie kontrakty reklamowe, że lepsi od niego mogą mu zazdrościć. A Chorwacja? W sumie dobrze, że obok Cilicia siedzi Ivanisević – jeden z najbardziej medialnych graczy lat 90. Czyli jednak jest o kim pisać. Co to zmienia w świecie tenisa? Być może nic. Wiadomo było już przed turniejem, że Nadal nie zagra, a Djoković łapał formę na zapalenie płuc, a pomimo tego po drodze wyeliminował innych kandydatów do wysokich rund: Tsongę i Murray’a. Ale to już drugi szlem w tym roku, po Australian Open, wygrany przez nominalnego outsidera. To może być powoli koniec takiej czołówki, jaką znamy.